Marcin Korcz

Marcin Korcz – wywiad z aktorem o słodko-gorzkich relacjach i nie przekraczaniu granic.

W przeszłości często stawiałem wszystko na jedną kartę. Miałem dużo cierpliwości, tolerancji, ale teraz już wiem, że nie można z tym przeszarżować. Nie można akceptować wszystkiego.

Może chodzi o to, że druga osoba musi także z siebie  coś dawać, a nie tylko brać.

W dużym uproszczeniu tak. Może chodzi właśnie o to.

Relacje damsko-męskie to zawsze ciekawy wątek dla scenarzystów, reżyserów. Właściwie pewnie dlatego, że kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa – dwa różne sposoby postrzegania świata. To wada?

Raczej, cudowna sytuacja. Byłoby nudno gdybyśmy byli tacy sami.

Ale nie można się dogadać z kobietą.

Można. Zawsze można osiągnąć jakieś kompromisy. Jest dużo prawdy w tym, co mówię na scenie, że tak nas ukształtowała ewolucja. My mężczyźni zawsze biegaliśmy za pożywieniem, orientowaliśmy się w terenie, a kobiety wiedziały, którą jagódkę skubnąć, żeby się nie otruć. Jestem świadom wielu różnic w relacjach damsko-męskich, ale uważam, że to jest wielka zaleta naszego świata.

Marcin Korcz wywiad
Marcin Korcz wywiad

Zawsze można wszystko naprawić? Warto wybaczać?

Ktoś kiedyś powiedział, że tylko człowiek inteligentny potrafi wybaczyć. Ale wybaczyć, nie znaczy zapomnieć. Po przekroczeniu pewnych granic, pozostają rysy na duszy. A to jest coś, co zawsze odbija się na relacji w przyszłości.

Portale plotkarskie przypisują Ci związek z Olą Adamską. Potwierdzasz?

Przypisują, bo są plotkarskie. Jak sama nazwa wskazuje.”- tak właśnie odpowiedziałaby Ola. 😉 No właśnie. Ponieważ często razem pracujemy, spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. Zdążyliśmy się bardzo dobrze poznać, zakumplować. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jest to przyjaźń… Ale znamy granice i nie przekraczamy ich. Myśle też, że te propozycję, które do nas spływają, są właśnie konsekwencją energii, która jest między nami. Scenarzystki „O mnie się nie martw” z premedytacją rozpisały nam wątek, widząc, że to po prostu działa. Podobnie w przedstawieniu „Ślub doskonały” w Teatrze Kwadrat. Gosia i Andrzej Nejman zobaczyli naszą dwójkę na ekranie i zaproponowali nam role. 😉

Czy jesteś już na takim etapie kariery, że możesz wybierać, szatkować propozycje? Czy  musisz o nie zabiegać?

Nie muszę o nie zabiegać, ale nie jest też tak, że mogę w propozycjach przebierać. Na chwile obecną jest akuratnie. Myśle też, że wskoczyłem na pewną półkę rozpoznawalności, co sprawia, że spływa do mnie więcej propozycji, zaproszeń, pojawiają się komercyjne projekty teatralne.

Chętnie jesteś obsadzany w rolach komediowych. Predyspozycje?

Nie czuję się aktorem komediowym. Od 10 lat jestem związany z teatrem dramatycznym  im. Stefana Jaracza w Łodzi i raczej przychodziło mi się mierzyć z repertuarem cięższego kalibru. Owszem, teraz w krótkim odstępie czasu zrealizowałem dwie komedie. Zresztą, trochę zaklinałem rzeczywistość, żeby te propozycję się w ogóle pojawiły… Grając w dramacie nigdy nie wiesz czy to się podoba, czy to, w co wkładasz całe swoje serce znajduje odzwierciedlenie w sympatii widzów. Z komedią jest inaczej, otrzymujesz odzew natychmiast – śmiech jest takim wyznacznikiem. 

Uciekasz od przypinania łatki „komedii”, ale co z postacią Dagmara w serialu „Przyjaciółki”? Zabawny, roztargniony młody człowiek.

Ciekawe, że z początku Dagmar nie był pisany jako postać komediowa. Jakoś tak rozwinął się w te stronę na przestrzeni kolejnych sezonów serialu. Myślę, że bardzo pomogła w tym nasza relacja z Anitą. Ufając sobie, lubiąc siebie i nasze postaci- pozwalaliśmy sobie na improwizację, rozśmieszanie i to powodowało cały ten komizm. Z odcinka na odcinek postać Dagmara ewoluowała, aż w końcu dobrnęła do etapu ciapy życiowej. Ta rola daje mi dużo radości.

Marcin Korcz wywiad
Marcin Korcz wywiad
Marcin Korcz wywiad

Łatwiej jest Ci grać roztargnionych mężczyzn?

Na pewno bardziej ich rozumiem. Bardziej się z nimi identyfikuję… skoro potrafię zaspać na godzinę 13.00 (śmiech). Tak jak dzisiaj.

Przy takiej ilości pracy jaką masz, nie dziwię się. Jedno nakłada się na drugie. Jesteś pracoholikiem?

Kocham swoją pracę absolutnie. Właściwie nią żyję. Może się w tym zagubiłem, ale z drugiej strony mam ogromną satysfakcję z tego co robię.

Przy takim przepracowaniu może spaść jakość, wydajność.

To prawda. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że zaczynam „nie wyrabiać”. Że ze zmęczenia macham zrezygnowany ręką, nie prosząc reżysera o jeszcze jednego dubla… Ale też cieszę się, że taki czas przyszedł, bo to świetna nauka na przyszłość. Już wiem, gdzie musze stawiać granice. I jak ważne jest planowanie odpoczynku.

Dwa spektakle z twoim udziałem, kilka seriali. Nie boisz, że się przejesz?

1 Comment

Add Yours

Komentuj, nie hejtuj