Marta Żmuda Trzebiatowska. Dlaczego tak bardzo chce pomagać?

Trudne pytanie.. hm… Póki co, mam więcej takich przykładów, że to ja służyłam pomocą. Wiesz, od zawsze czułam w sobie taką chęć niesienia pomocy innym ludziom. I może nie bez powodu wybrałam ten zawód i obecnie pracuję akurat w teatrze, gdzie, śmieję się, prowadzimy rodzaj terapii. Taki rodzaj terapii przez śmiech serwując widzom ważne tematy w komediowym wydaniu. Już jako nastolatka czułam w sobie potrzebę, że muszę coś robić dla ludzi i wtedy podjęłam się pracy w hospicjum. Na krótko, bo okazało się, że psychicznie jest to dla mnie dość duże wyzwanie.

Na zasadzie wolontariatu?

Tak.

Czy to był Twój pomysł wolontariatu, czy za czyjąś namową?

Spotkałam na swojej drodze duszpasterza, który zaszczepił we mnie taką chęć niesienia pomocy.

Podziwiam. Domyślam się, że taka praca w hospicjum jest bardzo ciężka?

Lekko nie jest, ale można spotkać się blisko z drugim człowiekiem i nauczyć słuchać.

Ale chyba i tak nigdy nie przestałaś pomagać.

Przyznam szczerze, że gdy w pewnym momencie poczułam taką ogromną sympatię widzów do mnie i do tego co robię w życiu zawodowym, w postaci chociażby różnych nagród m. in. Telekamery, to poczułam, że w jakiś sposób chciałabym oddać ludziom tę pozytywną energię. Na stałe współpracuję z jednym z domów dziecka spod Warszawy. Od czasu do czasu, razem z moja przyjaciółką Anią Cieślak czytamy dzieciom bajki, czasami wpadam do dzieciaków z oddziału onkologii żeby z nimi np. porysować. Wierzę, że dobroć powraca do człowieka. Staram się tak zagospodarować czas, by znaleźć chwilę także na takie inicjatywy.

Czy faktycznie nigdy nie potrzebowałaś pomocy, czy może jesteś Zosią Samosią, która nawet jak potrzebuje pomocy to o nią nie poprosi?

Coś w tym jest. Nawet w teatrze łapię się na tym, że nie daję sobie pomóc w takich drobnych przyziemnych sprawach.

Spotkałam na swojej drodze duszpasterza, który zaszczepił we mnie taką chęć niesienia pomocy.

A jesteś jedynaczką?

Nie. Mam brata, młodszego o 5 lat.

Czyli jako starsza siostra czułaś się odpowiedzialna?

Trochę tak. Tej odpowiedzialności uczyłam się od najmłodszych lat. Mój tata, który jest silną osobowością, nauczył mnie takiego hartu ducha, że powinnam umieć sobie radzić sama w każdej sytuacji. Trochę walczę z tą cechą, bo trzeba umieć czasami poprosić o pomoc. Uważam, że można sprawić drugiemu człowiekowi radość, tym że może ci w czymś pomoc. Czuje się wtedy potrzebny. Poza tym, uczę się też pozwalać sobie „być kobietą”, już spieszę z wyjaśnieniem co to znaczy: miałam taką sytuację na próbie w teatrze, że kolega, który siedział na krześle, zauważył, że stoję za kulisami i powiedział: – Martuniu usiądź sobie. Ja odmówiłam, twierdząc, że w końcu mamy równouprawnienie. A on: – o jej, a ja chciałem być gentlemanem. I tak się zastanawiam, że nawet nie pozwalamy dzisiaj naszym facetom, żeby się wykazali, a potem narzekamy, że są tacy jacy są. Więc po chwili zastanowienia, jednak skorzystałam z propozycji.

Wydaje mi się, że ostatnio coraz śmielej każdy mówi o swoich problemach, jak chociażby aktorki Anna Dereszowska i Danuta Stenka, które przyznały w wywiadach, że miały depresję.

To jest bardzo indywidualna sprawa. Nie czytałam tych wywiadów, więc trudno jest mi się do tego odnieść. Nawet o tym nie wiedziałam. Ale wydaje mi się, że czasem podzielenie się takim trudnym momentem w swoim życiu może bardzo pomóc komuś kogo dotyczy podobny problem, a kto może nie do końca potrafi sobie z tym poradzić.

Może pracując w tym zawodzie jest się bardziej podatnym na depresję. Może sprzyjają temu momenty, gdy jest się na topie, a później nie napiszą ani słowa w prasie, lub nie ma propozycji zawodowych?

Nie sądzę. To jest trochę powierzchowne stwierdzenie. Wydaje mi się, że problem zawsze tkwi głębiej. Podejrzewam, że trzeba być bardzo wrażliwym człowiekiem i przeżyć coś silnego w swoim życiu, żeby stanąć oko w oko z tą choroba. Oczywiście zawód aktora wiąże się z ogromnymi kosztami, jak chociażby życie w ciągłym pędzie, brak czasu dla rodziny, przyjaciół, znajomych. Albo odwrotnie, aż nadmiar czasu po zakończeniu pracy na planie. Do tego każda rola jest nowym wyzwaniem, gdzie przekraczasz granice, dotykasz takich miejsc, których nie do końca chcesz dotknąć, otwierasz takie drzwi, które nie do końca chcesz czasami otworzyć, przekraczasz siebie, poznajesz siebie. Dzięki temu zawodowi jestem w stanie przeżyć dużo więcej żyć, niż taki potencjalny Kowalski, bo w pewnym sensie żyję żywotami swoich postaci i dużo więcej tych emocji przerabiam.

Czytasz na swój temat w Internecie?

Już nie. Już się tym „nie brudzę”. Energia słowa może zniszczyć człowieka, a na pewno zabić jego plany i marzenia. Hejterzy w Polsce są okrutni. Był taki moment w życiu, że bardzo się tym przejmowałam co wypisują. Jeżeli wtedy uwierzyłaby w to co tam piszą, to już dawno nie uprawiałabym tego zawodu, który przecież tak kocham.

Czy mogłabyś odnieść się do wypowiedzi Magdaleny Schejbal. To było jakiś czas temu, ale jestem ciekawa Twojej reakcji. Cytuję: „Na pewno nie jestem Martą Żmudą Trzebiatowską, co mnie bardzo martwi. Całe moje życie zawodowe chciałam, wolałabym być podobna do niej. (…) W Polsce nie trzeba mieć wielkiego talentu, wystarczy być ładnym, żeby coś osiągnąć.

Znam Magdę osobiście. Zadzwoniła do mnie po tej całej „aferze”. Bardzo się lubimy i przejęła się tym faktem. Ale ja wiem jak to działa, znam te mechanizmy. To jest zbitka jej dwóch wypowiedzi, wyrwana z kontekstu. Mówiła, że ładnym jest łatwiej wystartować w tym zawodzie, a potem, że jako kobieta ma kompleksy jak każda z nas i czasami chciałaby wyglądać jak ja. Co było bardzo miłym komplementem w stronę moich rodziców, bo w końcu to jak wyglądam to ich zasługa;). Wiem, że nie miała złych intencji. Ogólnie uważam, że nie ma co się porównywać, każdy musi iść swoją drogą.

I wybrałaś swoją drogę, bo 2 lata temu zwolniłaś tempo, jak sama mówiłaś w wywiadach porzuciłaś seriale na rzecz teatru. Nie żałujesz tej decyzji?

1 Comment

Add Yours

Komentuj, nie hejtuj