Piotr Bąkowski o kickboxingu

 

Tylko my,  sportowcy walcząc w turniejach amatorskich jesteśmy wstanie zrozumieć, ile włożyliśmy energii w przygotowania, ile czasu i wysiłku nas to kosztowało.

 

Kilkukrotny Mistrz Świata oraz Mistrz Polski w kickboxingu, trener, prezes i założyciel Polskiej Federacji Kickboxingu. Zaczynał w latach 90., przeszedł wszystkie szczeble kariery, nadal pozostając czynnym sportowcem. Piotr Bąkowski sukcesy zawodowe łączy z działalnością na rzecz rozwoju kickboxingu. Jak to wygląda w polskich realiach? Ile wyrzeczeń tak naprawdę kosztuje sport dedykowany prawdziwym pasjonatom?

Masz na koncie ponad 100 medali, jesteś określany już „weteranem” kickboxingu?

Tak. Weteranem jestem określany ze względu na grupę wiekową. W kickboxingu rywalizacja dzieli się na grupy, tzw. kadetów młodszych, starszych, juniorów i seniorów oraz jeszcze wyodrębnioną grupę tzw. weteranów 35+ albo 40+ w zależności od federacji, gdzie na ogół startują Ci, którzy chcieliby jeszcze powalczyć, ale z uwagi na obowiązki życiowe nie są wstanie rywalizować z nastolatkami, czy dwudziestolatkami. W mojej federacji,  weteranów nazywamy grupą elita, aby niczego nikomu nie ujmować.  Pomimo, że przekroczyłem te 35 lat, cały czas startuję w zawodach i rywalizuję. Tak naprawdę, to nie czuję, że przynależę do weteranów.

Kickbokserzy często mają imponującą ilość medali. Jak to przekłada się na dalszą karierę?

W moim odczuciu w ogóle się nie przekłada. Startowałem w dużej ilości turniejów amatorskich, gdzie walczyłem w różnych regulaminach. Jadąc na turniej toczyłem kilkanaście pojedynków i dochodziłem do różnej ilości medali, nawet ciężko mi odtworzyć teraz.

Czyli to nie chodzi o to, aby iść na rekord, aby się opłacało?

Znam  wielu sportowców, którzy idą na rekord i zdobywają np. 45 Mistrzostwo Polski, ale kickboxing nie jest sportem komercyjnym. Ciężko jest się przebić do walk zawodowych, gdzie tworzy się wielkie show, jak w KSW, gdzie sportowcy zarabiają duże pieniądze. Bardzo niewielu tam dociera. Wszystko w dzisiejszych czasach zależy od promocji. Jeżeli  sportowiec umie się pochwalić swoimi osiągnięciami, jest widoczny, ale nie zarozumiały, to medale mogą przekładać się na promocję. Jeżeli kolekcjonuje medale sam dla siebie to sportowiec zanika. Takich czasów dożyliśmy. Tylko my,  sportowcy walcząc w turniejach amatorskich jesteśmy wstanie zrozumieć, ile włożyliśmy energii w przygotowania, ile czasu i wysiłku nas to kosztowało. Gdyby sportowcy nie mieli poparcia szerszej grupy społecznej, samorządowców nie mogliby w życiu zajmować się wyłącznie sportem, musieliby iść na etat i traktować kickboxing hobbystycznie. I niektórzy tak robią. Pracują w innej branży i dodatkowo z pasji jeżdżą na turnieje.

Czy uważasz, że ta niekomercyjność, walka o sponsorów to jest główny problem związanym z tą dyscypliną w Polsce?

Nie wiem, czy to jest problem, są minusy i plusy. Minusem jest marginalność kickboxingu pod względem finansowym. Jeżeli chcemy wiązać życie z tym sportem, to jest nam ciężko. Musimy być trenerami, działaczami, pełnić kilka ról jednocześnie. Plusem jest to, że nadal jest to świeży sport, nieprzesiąknięty używkami. Wypromowane, popularne dyscypliny wiążą się z większą ilością sponsorów, ale ciągną za sobą także dużo patologii, doping. Wielu z nich, żeby być w czołówce musi gonić trendy. Jest trochę takie zakłamanie społeczne, gdzie każdy udaje, że tego nie widzi. Cieszą się medalami, a dopiero jak wypłynie afera, że kogoś oskarżono o doping są rozczarowani. 

Czy w kickboxingu też są badania na doping?

Większość federacji stosuje badania dopingowe, ale w związku z tym, że kickboxing amatorski nie wiąże się z dużymi sponsorami oraz pieniędzmi to nadal jest to sport dla prawdziwych pasjonatów. Wiele osób wybiera tę drogę świadomie. Miłośnicy stawiają sobie wyzwanie, mają ściśle określony cel, że chcą zdobyć mistrzostwo. Walczą w jednej kategorii przez tydzień, chcą sprawdzić swoje możliwości. Branie używek byłoby oszukiwaniem samego siebie. Oczywiście zawsze ktoś może się taki znaleźć, ale nie jest to nagminne. W przypadku kickboxingu zawodowego, wielkich gal, nawet w boksie, średnio wierzę, żeby ktoś  przejmował się zbytnio dopingiem.

Co chciałbyś zmienić w tej dyscyplinie jako prezes Polskiej Federacji Kickboxingu?

Jako działacze mamy wiele wizji. Chcielibyśmy, żeby Kickboxing w Polsce osiągnął poziom międzynarodowy. Chcemy tworzyć organizację na styl zachodni. Cały czas mam wrażenie, że trochę jesteśmy w plecy. Przed laty walczyłem w Polskim Związku Kicboxingu, jeździłem za granicę i tam inaczej to wygląda pod względem organizacyjnym.

Jakie są główne różnice?

Na zachodzie turnieje są jednym wielkim spędem ludzi  w różnym wieku, jest to bardzo społeczne wydarzenie. Ludzie przyjeżdżają autobusami z całymi rodzinami. Wszystko ma swój klimat. Ludzie toczą się wokół mat. Jest to organizowane również w kontekście widowiska artystycznego, pozytywnego sportu. U nas kickboxing prowadzony jest w kierunku podziałów na grupy wiekowe. Jest wiele regulaminów, różne konkurencje, różne punktowania, w wyniku czego może być w ciągu roku ze 20 Mistrzostw Polski. Różnica polega także w mentalności. U nas często kickboxing nie jest kojarzony ze sportem, tylko udowadnianiem sobie,  kto jest większym kozakiem. Na zachodzie czegoś takiego nie ma.

Teraz kickboxing traktuję jako element rozwoju. Zaczynałem z czystych powódek, żeby nauczyć się bić. Później trenowałem dla medali, aż w pewnym momencie odwróciłem wszystko.

Dlaczego odszedłeś z Polskiego Związku Kickboxingu? Byłeś członkiem zarządu.

Polski Związek Kickboxingu jest skostniałą strukturą, która istnieje już ponad 25 lat. Był monopolistą w tej dziedzinie sportu. Odszedłem razem z Łukaszem Makarewiczem. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że wolimy promować ten sport po swojemu, według naszej wizji, niż tkwić w tym skostniałym tworze. Po naszym odejściu ruszyło bardzo wiele organizacji. Wcześniej nikt nie wierzył, że się uda. Do tej pory tworzymy największą organizację alternatywną do Polskiego Związku Kickboxingu. Po nas, zaczęły wyłamywać się kolejne osoby, które zaczęły być przedstawicielami mini organizacji z zachodu.

W  kickboxingu wszystko jest takie rozdrobnione. Nie można inaczej?

Niektórzy są zwolennikami, żeby była jedna sportowa organizacja, co zwiększyłoby prestiż. Jest to rozsądne. Jak najbardziej rozumiem tę piękną ideę. Jednak z drugiej strony wchodząc do Unii Europejskiej zgodziliśmy się na warunki zachodnie. Tam kilka klubów tworzy federację, jest wolny rynek. Tworząc Polską Federację Kickboxingu staramy się, aby przynależały do niej inne mniejsze federacje. Nie izolujemy się, w przeciwieństwie do Polskiego Związku Kickboxingu.

Trudno jest pozyskać sponsorów?

Bardzo trudno. Oczywiście cały czas działamy w tym kierunku. Staramy się zmniejszać koszty, ale nie ma co ukrywać, sportowcy, którzy chcą startować cały czas ponoszą  swoje koszta. 

Zwraca się?

Komentuj, nie hejtuj