Piotr Bąkowski o kickboxingu

Talenty przychodzą i odchodzą. Ktoś może być  utalentowany, ma dryg, ale nie szanuje tego. Stara zasada, jak coś nie ma ceny, nie ma wartości obowiązuje także w sporcie. Wielu trenerów ubolewało, że miało kiedyś super talenciaków, tylko gdyby chcieli przy tym pracować, to mieliby wielkich mistrzów, jak np. Tyson. On jest dobrym przykładem. Większość mistrzów dużego formatu to wyrobnicy. Byli uparci. Gwarancją sukcesu może być talent, ale do ciężkiej pracy.

Czy kickboxing to nie tyle siła, co taktyka jak oszukać przeciwnika?

Taktyka walki jest bardzo istotna. Trzeba umieć oszacować mocne i słabe strony przeciwnika. Ściągnąć go na swoje pole i narzucić mu swój styl.  Jeżeli przeciwnik dobrze kopie, to jest jego największy atut, to muszę zrobić tak, żeby nie był wstanie kopać. Wtedy pojawia się element paniki. Przeciwnik bazuje na tym, co umie najlepiej, zawsze tym sposobem wygrywa. Panikuje, gdy okazuje się, że to nie działa, zaczynają się błędy ruchowe. Jak mam młodego, spontanicznego zawodnika to go podpuszczam. Wykonuję taki ruch, który wiem, że odda mi tym samym. Podsuwam mu także pomysł, co mógłby zrobić. Bardzo wystrzegam się, żeby nie oddawać tych samych technik. Trzeba umieć manipulować przeciwnikiem i jego emocjami, wciągnąć go w pole, które się chce.

Kiedy to zrozumiałeś?

Miałem dobrego trenera, który mi to tłumaczył. Pamiętam ten moment, gdy po raz pierwszy wprowadziłem to w życie, w Pucharze Europy we Włoszech. Prze dłuższy czas nie mogłem się przebić, byłem drugi, trzeci. Schodziłem z ringu niezadowolony z siebie. W pewnym momencie, mówię tak, dobra teraz, skupiam się tylko na dobrej walce. Nie ważne, że przegram, ale chcę być zadowolony z tego, że dobrze walczyłem, że zrobiłem wszystko jak najlepiej. I wtedy z takim nastawieniem wygrałem. Wojownik powinien umieć odciąć  emocje w każdej sytuacji. Powinien skupiać się na przeciwniku, a nie na tym, czy dobrze wygląda, albo czy koledzy nagrywają jak walczy. Tak, jak w kulminacyjnej scenie z lustrami w Wejściu Smoka. Jak Bruce Lee powybijał lustra, stanął oko w oko z prawdziwym przeciwnikiem. I tak samo na turnieju, trzeba wytłuc wszystkie myśli.

Walczyłeś w walkach zawodowych?

Tak, chociaż większość kariery poświęciłem turniejom amatorskim. Ostatnią walkę zawodową stoczyłem w 2014 roku o tytuł zawodowego Mistrza Świata WKSF. Stoczyłem ponad 700 walki amatorskich w różnych federacjach. Dla świata zewnętrznego liczą się pasy. A my sportowcy często mamy taki mały medaliki, który dla nas znaczy 10 razy więcej niż ten pas. Mam taki medal z Mistrzostw Świata w Portugalii z 2007 roku. Szykowałem się do niego kilka lat. Jechałem z kontuzją, naderwanymi mięśniami międzyżebrowymi, pamiętam poowijałem się taśmami. Na szczęście zawsze, gdy przychodzi  moment sprawdzianu, mój organizm szybko się regeneruje. Walczyłem z kilkoma przeciwnikami, z którymi przegrywałem lub wygrywałem w różnych turniejach. Z Rosjaninem, Irlandczykiem i Kanadyjczykiem. Pomimo, że przegrałem w finale, w końcówce walki to schodziłem z ringu jak mistrz świata. To był najcięższy turniej, jaki stoczyłem w całej karierze, włożyłem najwięcej pracy. Ludzie często nie pamiętają czy ktoś wygrał, czy przegrał, tylko pamiętają jak to wyglądało, czy ktoś walczył całym sercem i stanął na wysokości zadania.

Jak to można oceniać. Jeśli sportowiec  toczy walki amatorskie, później walczy zawodowo, to dalej może toczyć walki amatorskie?

Każda federacja ma swoje zasady. Niektóre mają pewne zastrzeżenia, wymogi, że dana konkurencja jest wyłącznie dla sportowców, którzy mają walki zawodowe. Na szczycie każdej federacji są działacze, którzy tworzą świat dla ludzi, którzy się tym pasjonują. Tworzą młodym zawodnikom szczebelki do wspinania. Ja to wszystko już przechodziłem. Osiągnąłem w kickboxingu, wszystko, co chciałem.

I co dalej?

Teraz kickboxing traktuję jako element rozwoju. Zaczynałem z czystych powódek, żeby nauczyć się bić. Później trenowałem dla medali, aż w pewnym momencie odwróciłem wszystko. Zacząłem zdobywać medale po to, żeby przełamywać swoje słabości.

Jakie słabości?

Na przykład brak organizacji, lenistwo. Trzeba umieć zebrać się do walki, przełamać strach, który zawsze towarzyszy nowym wyzwaniom. Kickboxing uczy także odpowiedzialność za swoje czyny. Gdy zawodnik bierze udział w zawodach, nie może przerzucać tej odpowiedzialności na kogoś innego.

Zdarza się tak?

Bardzo często. Zwłaszcza u młodych zawodników. Przegrał, ponieważ  sędziowie go oszukali, mata była śliska,  światło w oczy świeciło,  okno było źle ustawione, skład sędziowski  był nieprzychylny. Jestem nauczony, że przed wyjściem weryfikuję wszystkie aspekty. Każdy zawodnik wychodząc do walki, powinien ponosić odpowiedzialność, że wziął w niej udział.

Poświęciłeś swoje życie tej pasji?

Kawał życia, ponieważ poświęciłem ok. 20 lat. W swoim życiu zatoczyłem koło. Przeszedłem drogę, począwszy od zawodnika, poprzez trenera, trenera kadry, działacza sportowego i  teraz zaczynam od nowa. Chyba znowu będę sportowcem. Z takim zapleczem i bagażem doświadczeń jest mi łatwiej. Jestem dobrym przykładem, że można w wieku 40 lat walczyć. I największym problemem nie jest sam wiek, lecz ilość obowiązków jakie na człowieku spoczywają, związek, rodzina. Tej dziedziny nie możemy zaniedbać na rzecz kickboxingu. Sportowiec musi to poukładać. Utrzymanie związku jest jak praca sportowa.

Przyrównujesz te dwie sprawy?

Komentuj, nie hejtuj