Ula Chincz. Wywiad z dziennikarką o karierze i rodzinie.

Czytam plotki na swój temat, bo nie mogę się powstrzymać. Lubuję się w nich i naprawdę myślę, że jest to choroba nowicjusza. Komentarze mnie po prostu szalenie śmieszą. Przeczytałam ostatnio, że bardzo dużo wydałam na zęby licówki, co było dla mnie naprawdę ogromnym komplementem. Zęby mam swoje, więc jeżeli ktoś uważa, że są na tyle ładne, że wyglądają jak sztuczne – to dla mnie pochlebstwo. Jeszcze bardziej śmieszą mnie uwagi, że mam taki nos, że mogłabym nim otwierać puszki. Mam totalny dystans do swojej urody. Powinno być ważne to, co prowadząca ma w głowie, a nie to czy jest ładna. Tak więc jeszcze czytam, ale myślę, że niedługo przestanę. Zabawne jest także to, że nikomu nie przychodzi do głowy, że tata nie załatwił mi tej pracy. Pojawiają się komentarze, że wyparł się mnie w młodości, bo mam inne nazwisko (uśmiech). Ale najlepsze jest to, że gdy poszłam na casting na prowadzącą tata powiedział mi, że nie mam szans.

Wtedy nosiłam panieńskie nazwisko Turska i każdy patrzyłby na mnie przez pryzmat dorobku mojego taty. A ja wybrałam własną ścieżkę.

Dlaczego?

Powiedział, że nawet jakbym była bardzo dobra to mnie nie wybiorą ze względu na potencjalne oskarżenia o nepotyzm i oto, że coś mi załatwił. Był przekonany, że to mi raczej utrudni, niż ułatwi.

A co powiedział jak dowiedział się, że źle przypuszczał?

Tata był zadowolony jak pracowałam w dużym biznesie i nie miałam nic wspólnego z mediami. On wie czym to pachnie i pewnie wolałby żeby to była krótka przygoda.

A Ty chciałabyś, aby była dłuższa?

Tak, ponieważ taka formuła programu bardzo mi odpowiada, dobrze się w niej czuję. Uwielbiam różnorodność tematów, od tych światowych po zwykłe życiowe dyskusje. Nie chciałabym przemknąć przez jeden sezon. Byłoby mi żal. Tym bardziej, że osoby w redakcji, które tworzą program to niezwykły zespół. Choć tak naprawdę wszyscy: oświetleniowcy, operatorzy, dźwiękowcy, charakteryzacja – są mi bardzo życzliwi. Wydawcy i researcherki wykonują naprawdę gigantyczną pracę. My prowadzący po sobotnim porannym programie idziemy do domu, a one zostają i pracują nad kolejnym wydaniem.

Dlaczego nie zostałaś przy panieńskim nazwisku – Turska?

To było dla mnie naturalne, że jako żona przejmuję nazwisko męża. Rozmawiałam także o tej decyzji z tatą, ponieważ nie chciałam, aby poczuł się urażony. Ale również dla niego to było oczywiste. Przyznam, że mój mąż zachęcał żebym nie rezygnowała i została przy dwuczłonowym nazwisku. Ale nie chciałam i nie żałuję tej decyzji.

RODZINA

Jak poznałaś swojego męża?

Poznałam go wiele lat temu, pod koniec studiów. Jak zaczął się ze mną spotykać to kompletnie nie orientował się czyją jestem córką. Dopiero znajomi zaczęli go uświadamiać. Ale nigdy nie robiły na nim wrażenia popularne osoby, a tym bardziej mój tata. Mój mąż ma kolosalny dystans do całego świata mediów, dlatego woda sodowa nigdy nie uderzy mi do głowy. On zawsze sprowadzi mnie na ziemię.

A kim jest mąż z zawodu?

Pracuje w branży informatycznej, czyli zajmuje się czymś czego kompletnie nie rozumiem.

Jak wyglądał casting?

To było straszne. Byłam potwornie zdenerwowana. Jeszcze dzień przed castingiem cały czas powtarzałam wszystkie zapowiedzi. I okazało się, że były powody do obaw. Na casting przyszło naprawdę wiele znanych nazwisk. Jak zobaczyłam konkurencję to ręce mi opadły. Ale przebrnęłam. Patrycja Matuszewska – szefowa „Pytania na śniadanie” na moment wcieliła się w porzuconą żonę sławnego aktora i musiałam przeprowadzić z nią wywiad na wyłączność. Nie było łatwo. Moja rozmówczyni nie ułatwiała mi zadania, rozpłakała się pod koniec rozmowy i w pierwszej chwili nie wiedziałam jak zareagować, ale później olśniło mnie i znalazłam puentę. Nie był to łatwy casting, ale udało się.

A jak współpracuje się z Tomaszem Kammelem?

Zaskakująco dobrze. Miałam obawy. Wydawało mi się, że Tomek jest perfekcyjny, idealny, zdystansowany. Zresztą taki ma też medialny wizerunek. Ale na szczęście okazało się, że jest bardzo otwarty i wyluzowany. Od razu na gorąco dawał mi różne rady. Mówi do mnie „chińczątko”, co mnie totalnie rozczula. Jest bardzo dużym wsparciem.

Jakie to są rady?

1 Comment

Add Yours

Komentuj, nie hejtuj