Ula Chincz. Wywiad z dziennikarką o karierze i rodzinie.

Warsztatowe. Na przykład, ja coś zażartuje, a Tomek potrafi mnie zgasić i powiedzieć, ale „suchara tam walnęłaś” i mi tłumaczy, że mogłam powiedzieć inaczej. Jego ulubiona uwaga brzmi „voice down”. Jak jestem podekscytowana to mam tendencję do mówienia wysokim „c”, zaczynam okrutnie piszczeć. Tomek śmieje się, że na nagrania ubieram się jak papuga. Ale ja uwielbiam kolory, zwłaszcza na wizji. Moim zdaniem taka słoneczna sukienka jaką mam dzisiaj jest po prostu idealna do tego, żeby ten dzień rozświetlić.

A to, że działałaś w marketingu i PR przekłada się na to, że w pewnym stopniu kreujesz swój wizerunek. Wszystko, nawet kolory wpływają na image.

Nie. Nie podchodzę do tego w ten sposób. Jedynie, co się przekłada, to doświadczenie w wygłaszaniu prezentacji dla kilkuset osób na żywo. Nieraz stałam z mikrofonem w ręku na środku wielkiej sali. Dzięki temu jest mi łatwiej występować publicznie.

Jak zaczął się ze mną spotykać to kompletnie nie orientował się czyją jestem córką. Dopiero znajomi zaczęli go uświadamiać.

Zanim zostałaś współprowadzącą „Pytania na śniadanie”, prowadziłaś cykl „Ula Pedantula”. Czy ten tytuł odzwierciedla Twoją osobowość?

Ten tytuł jest przewrotny. „Ula Pedantula” jest chaotyczna, ale wszystko stara się dopiąć na ostatni guzik. Ja też jestem taką królową chaosu, która próbuje nad nim zapanować. Nie lubię bałaganu, ale nie popadam w skrajność. Nie jestem z tych osób, które nie pójdą spać, kiedy naczynia nie są pozmywane.

A kto wpadł na taki tytuł cyklu?

Tytuł wymyśliła Alicja Resich-Modlińska. Ten cykl pozwolił mi oswoić się z kamerami i dzięki niemu poznałam ekipę redakcji „Pytania…”. Pamiętam, jak reżyserka cyklu Agnieszka Żmijewska na pierwszych zdjęciach, kazała mi skakać po kanapie i śpiewać do marchewki. Tym sposobem przełamała moje aktorskie bariery. Od tamtej pory zrobię dla niej wszystko.

Już raz postawiłaś wszystko na jedną szalę, stając się współwłaścicielką sklepu internetowego dla dzieci. Skąd ten pomysł?

Jako mama poszukiwałam różnych rzeczy dla swojego syna. Mnóstwo akcesoriów sprowadzałam z zagranicy, nawet z Australii, ponieważ nie były dostępne w Polsce. Dlatego postanowiłam to zmienić i założyć sklep MamaGama. Poza tym, chciałam mieć więcej czasu dla Rysia. Nie wyobrażałam sobie powrotu do pracy po 12 godzin dziennie i widywania syna od czasu do czasu. Niestety obowiązki związane z nową pracą nie pozwalają mi na dalsze działania w MamaGama.

Z wyglądu jestem identyczna jak moja mama. Odziedziczyłam po niej gesty, mimikę. Śmieję się, że to pierwszy nieudokumentowany przypadek klonowania.

A jakbyś zareagowała gdyby syn poszedł na dziennikarstwo?

Wiesz, on ma dopiero 3,5 roku. Ale być może ma coś z dziennikarza -już ładnie mówi i ma dobrą dykcję. Potrafi powiedzieć: „Król Karol kupił królowej Karolinie…”. Na pewno strasznie chciałabym, aby był szczęśliwy w życiu, nie ważne w jakim zawodzie i żeby zrobił to czego ja nigdy nie zrobiłam. Chciałabym, aby po maturze pojechał na rok dookoła świata.

A Ty dlaczego nigdy nie pojechałaś?

Gdybym mogła cofnąć czas, na pewno bym to zrobiła. Ale miałam zobowiązania pracę, studia. Taką decyzję trzeba podjąć w odpowiednim momencie, najlepiej po maturze. Postanowiłam, że taki bilet dookoła świata mój syn dostanie ode mnie w prezencie na 18-urodziny. Już zbieram pieniądze. Byłam naprawdę w paru miejscach i poznałam mnóstwo ludzi, którzy tak podróżują, głównie ze Skandynawii, gdzie bardzo popularne są takie roczne wyjazdy. Podróże otwierają oczy na świat i to w sposób absolutnie nie porównywalny z niczym.

Być może nic straconego, przecież będziesz mogła pojechać razem z synem?

Kto wie. Tylko ciekawe, jak mój syn na to by zareagował. Jeżeli już, to mogłabym razem z mężem dojeżdżać do syna w umówione miejsce na jakiś czas. To byłoby naprawdę piękne.

Dużo podróżujesz, który kraj jest najbliższy Twego serca?

Włochy. Pokochałam ten kraj do tego stopnia, że nauczyłam się języka włoskiego. Tę miłość odziedziczyłam po mamie, która zaszczepiła we mnie tamtejszą kulturę, zwyczaje, klimat, architekturę i modę. Tam jest naprawdę pięknie.

A co jeszcze odziedziczyłaś po mamie?

Z wyglądu jestem identyczna jak moja mama. Odziedziczyłam po niej gesty, mimikę. Śmieję się, że to pierwszy nieudokumentowany przypadek klonowania. Moja mama zawsze bardzo pilnowała, żebym w życiu spróbowała wielu rzeczy. Jak się zainteresowałam fotografią, to oddała mi swój aparat, jak chciałam rysować to kupiła mi porządne kredki i blok. Chciała żebym znalazła własną drogę, ale na zasadzie prób i błędów. Była niezwykłą kobietą. Pamiętam, jak siedziałyśmy gdzieś, ktoś przechodził obok nas, a ja powiedziałam, żeby zobaczyła jaką ten ktoś ma brzydką bluzkę. Na co moja mama, odpowiedziała: – zwracaj uwagę na rzeczy ładne, nie pokazuj mi tych brzydkich. I ja wtedy pomyślałam, być może faktycznie, to jest lepszy sposób na życie – móc nie widzieć rzeczy brzydkich, tylko dostrzegać te piękne.

Zdjęcia: Anna Kamińska

1 Comment

Add Yours

Komentuj, nie hejtuj