Weronika Książkiewicz

Tak.

Na przykład parę lat temu straciłam pracę w teatrze. Nie podano mi przyczyny. Nikt ze mną o tym nie porozmawiał. Nie wiedziałam o co chodzi. Swoje wypłakałam. Ale powiedziałam sobie, że idę dalej. Muszę znaleźć coś nowego. Gdyby wtedy mnie nie zwolniono nie ruszyłabym z kopyta, nie miałabym takiej determinacji w sobie.

Czyli kopniaki…

Tak samo było z operacją kręgosłupa. Wcześniej byłam ponadprzeciętnie sprawną osobą, z racji tego, że trenowałam, ale pomimo to i tak narzekałam na kondycję. W tej chwili cieszę się, że chodzę, bo mogło skończyć się tragicznie, mogłam w ogóle nie chodzić. To są bardzo duże lekcje na całe życie.

Nie chcę doprowadzać Cię do łez.

Wiesz…, ja mam taką wdzięczność, że to skończyło tak szczęśliwie. Cieszę się. Nie doprowadziłabyś mnie do łez.

Jak mogłabyś krótko zdefiniować etap w którym teraz jesteś?Stagnacja na pewno nie. Może na fali?

Nie mogłabym tak jednym zdaniem. Dużo pracuję i z tego się cieszę, ale cały czas mam głód i chciałbym więcej.

Głód na nowe role, czy również alternatywne zajęcia.

Jeżeli miałabym plan B, to oznaczałoby, że zrezygnowała z planu A. A ja nie chcę rezygnować.

Jakie cele zawodowe sobie wyznaczasz?

Chcę do Moskwy. Chciałabym się tam przeprowadzić, mieszkać i oczywiście pracować, bo tylko wtedy mogłabym tam żyć.

Dużo aktorek mówi o kierunku zachodnim, o Hollywood. Ty myślisz o tej drugiej stronie, pomimo, że Moskwa nie kojarzy się zbyt fajnie. Kojarzy się z jednym władcą. Fajnie, że się nie wyrzekasz.

Jestem dumna, że stamtąd pochodzę. Nie mam czego się wstydzić. Nie możemy po jednostkach oceniać całego kraju. Tak samo moglibyśmy oceniać tutaj Polskę.

Co Cię tam zafascynowało?

Będąc w Moskwie mam wrażenie, że jestem na szczycie świata. Jest mi tam tak dobrze. Jest tyle pięknych miejsc, tyle wspaniałych ludzi. Miałam taką super przygodę…Ostatniego dnia festiwalu mieliśmy okazję zwiedzić Moskwę busem. Pamiętam był strasznie deszczowy dzień. Od rana miałam jakieś poczucie, że muszę się pięknie ubrać. A widzisz jak chodzę na co dzień… w tenisówkach i swetrach. Wtedy jednak ubrałam się w najpiękniejszą sukienkę, zabrałam najlepszą torebkę, buty. Wyszykowana wychodzę i patrzę….,

Tak?

Wszyscy ubrali się adekwatnie do sytuacji, na sportowo, w kurtkach przeciwdeszczowych, z parasolami. Pomyślałam już trudno, idę tak. Czułam, że to będzie wyjątkowy dzień. Jedziemy tym busem, starsza Pani pięknie opowiada, ale mi było za mało. Mówię stop. Wysiadam. Jest super, ale brakuje mi doznań.  Chciałabym zobaczyć więcej. Mówię do jednej z dziewczyn, które się nami zajmowały, że chcę pojechać do Galerii  Tretiakowskiej,czyli do miejsca gdzie jest cała klasyka, wszystkie obrazy. Mówię rozpisz mi drogę, żebym mogła dojechać tam metrem. Była straszna ulewa. Podprowadziła mnie ze swoim parasolem do metra. Dojechałam na miejsce, wysiadam, idę. Dasz wiarę, że ani przez sekundę nie szłam bez parasola.

Jak to?

Komentuj, nie hejtuj