Marta Ścisłowicz. Wywiad

Wydaje mi się, że rodzice nie chcą, żeby sodówka uderzyła mi do głowy. Są szczęśliwi, ale nie chcą mi tak specjalnie kadzić. Traktują to jak normalną pracę, jak każdy inny zawód. Bardziej  martwią się, że dużo pracuję i czy nie marznę na scenie. (śmiech)

No właśnie, a marzniesz?

Jak wchodzisz na scenę, to są takie emocje. Nie ma czasu, żeby czuć zimno.

 W rodzinnych Tychach widzieli spektakl?

 27 stycznia będziemy grać tam Carycę Katarzynę.

 Czyli będą przyjaciółki, sąsiedzi, znajomi?

Moje trzy najlepsze przyjaciółki z Tychów już widziały spektakl. Będą  nauczycielki ze szkoły, koleżanki siostry. To będzie ciekawa konfrontacja. Na pewno emocjonalnie będzie to dla mnie trudne. To jest jednak rodzinne miasto… Kiedyś pamiętam, grałam spektakl w Tychach w ramach Teatru Konesera i na widowni nie było ani jednej osoby, której bym nie znała. Widownia była kameralna i siedziała w odległości pół metra. To było bardzo trudne.

 Czy uważasz, że jesteś odważna?

Chyba tak. To znaczy…, widzisz paradoksalne wszyscy mówią, że to jest takie odważne, (moje role w spektaklach Rubina), ale tak naprawdę, to nie było dla mnie, aż tak trudne. Oczywiście zdarza się, że mam słabszą formę, jestem bardziej zestresowana i każdy wieczór jest w pewnym sensie walką psychiczną. Zresztą każdy dzień jest dla mnie walką.

Na początku wydawało mi się, że nikt z widowni nie wykona tego gestu, nie dotknie moich piersi, że nikt nie będzie miał odwagi.

Dlaczego każdego dnia walczysz ze sobą?

Bo mam wrażenie, że cały ten zawód  jest tak trudny i tak nie do uchwycenia, że codziennie zmagam się z pewnymi lękami, które produkuje moja głowa. Każdy dzień pracy na planie, na scenie, to jest zaczynanie czegoś od poziomu zero, czasem udowadnianie samemu sobie, że jest się czegoś wartym. Gdyby o tym myśleć, można by nie wychodzić z domu.

Może deprymujące jest również dążenie za rolami?

Mam to szczęście, że mam bardzo dużo pracy.  Nie myślę o tym w tych kategoriach. Ta rezygnacja z etatu w teatrze jakiś czas temu, rodziła takie myślenie jak u rodziców, a co z ubezpieczeniem, z emeryturą. Ale w aktorstwo jest wpisane ryzyko. Nie po to chcę to robić, żeby było wygodnie i komfortowo. Chcę pracować w tym zawodzie ze wszystkimi jego konsekwencjami.

Rodzicie widzieli spektakl, a narzeczony?

Tak. Przyjechał na premierę do Kielc.

Jak zareagował, że będziesz występować nago?

Dużo o tym rozmawialiśmy. Chciałam podzielić się z nim swoimi przemyśleniami. Jesteśmy ze sobą ponad 4 lata, często doradzamy sobie w różnych sprawach. Dyskutowaliśmy. Na początku wielu z tych rzeczy nie akceptował, nie podobały mu się. Mówiłam – dobra, rozumiem.

Jakie argumenty podawał?

Były rozważania, gdzie są te granice, których nie powinno się przekraczać w aktorstwie, czy są te granice w ogóle. I czy to jeszcze jest aktorstwo.

Jest moment, że widzowie decydują, czy mogą dotknąć Twojej piersi.

I to też jest uzasadnione. To jest scena, w której Katarzyna przejmuje władzę. I ja – podobnie jak ona – używam w tym celu swojego ciała. Wychodzę do widowni z taką  makietą teatru i to są jakby moi żołnierze. Były rozważania, czy to jest performance w dobrym tego słowa znaczeniu, czy też nie.

Musiałaś to tłumaczyć?

Ja też na początku tego nie wiedziałam. Dopóki tego nie skonfrontowałam z widzem,  była jedna wielka niewiadoma.

Nie byłoby końca związku, gdyby tego nie zaaprobował?

Myślę, że nie. Ale gdyby tak się okazało, to zapewne nie byłby to ten mężczyzna. Nie potrzebuję jakiegoś tyrana, który mówiłby, co mam robić. Jestem osobą niezależną. Rozumiałam to, że może mu się to nie podobać. Jednak, gdy później przyjechał na spektakl na Festiwalu Boska Komedia w Krakowie, gdzie zdecydowanie byliśmy już „rozegrani”, jak mówią aktorzy, w ogóle nie było tematu nagości. Wzruszył się. Spodobała mu się ta energia i przedstawienie. Tak naprawdę można coś zakładać, ale dopóki ktoś nie przyjdzie na spektakl, tylko hipotetycznie może coś oceniać.

Wywiad z aktorką Martą Ścisłowicz

Jesteś feministką?

To za duże słowo. Nie o taką niezależność mi chodzi, jestem za partnerstwem.

Nagość nagością, ale z tym dotykaniem? W czyjej to się głowie urodziło?

3 Comments

Add Yours

Komentuj, nie hejtuj