
Może. Muzyka to najlepsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. Jest świetnią odskocznią, ale nie jestem typem człowieka, który słucha muzyki non stop. Tak naprawdę to bardzo często mi przeszkadza, ponieważ nie mogę się skupić, rozprasza mnie. Tworzę muzykę, otaczam się nią, więc czasami po prostu muszę od niej odpocząć.
Kojarzysz się z nostalgią, a co ze spontanicznością?
Może cię zaskoczę, ale… cały czas jestem spontaniczny. Nie lubię stagnacji, chociaż przyznam, że coraz częściej czuję się domatorem. Lubię wracać do swojego mieszkania, jest wysokie, przestronne, bardzo dobrze się w nim czuję. A zwłaszcza w sypialni – cała biała, bez telewizora, radia. Nic mnie nie rozprasza, mogę spokojnie zasnąć.
Co powiedziałbyś tym, którzy twierdzą, że dobrze przysypia im się przy Twojej muzyce?
Ucieszyłbym się i powiedział – Honolulu. (śmiech) Niech im się pięknie śni. Moja muzyka jest bardzo chilloutowa, ale również kreuje wyobraźnię. Kiedy słyszę dobrą muzykę, od razu widzę przestrzenie, piękne pejzaże, obrazy.
Czy jest coś czego żałujesz? Postąpiłbyś inaczej?
Jeżeli już miałbym coś zmienić, to ewentualnie starałbym się wcześniej wydorośleć. Miałem 18 lat, gdy wyemigrowałem z domu. Prowadziłem luźny styl życia, mieszkałem z dziewczyną, grałem w knajpach, wracałem nad ranem, często chodziłem do opuszczonego Zamku Dybowskiego w Toruniu. Nie wolno było tam wchodzić, ale rozkładało się koc, leżało i oglądało gwiazdy. Miałem takie swoje rytuały będąc dzieciakiem i tak naprawdę dużo z tego dziecka we mnie zostało. W pewnym momencie musiałem życiowo otrzeźwieć, pomyśleć poważniej. Zacząłem dbać o siebie, zwracać uwagę na to, co jem,przestałem palić.
Jak patrzę na Twoje zdjęcia z czasów „Idola”…., myślę, nie ten sam facet.
Zarost robi swoje. (śmiech)
I włosy! Kiedy podjąłeś decyzję o ścięciu?