Przymrużone oczy, czerwone usta, ponętny uśmiech. To standardowy „look” MM – Marilyn Monroe
„Look” na ile wrodzony? A na ile wykreowany przez wytwórnię filmową Twentieth Century Fox? To pytanie zadaje każdy, kto widzi fotografie młodziutkiej MM sprzed lat. A właściwie, zdjęcia Normy Jeane Baker – bo tak nazywała się naprawdę. Nową tożsamość o wdzięcznym brzmieniu „Monroe” – wybrała po swoim dziadku. Imię odziedziczyła po aktorce teatralnej – Marilyn Miller. Zanim Norma trafiła na plan filmowy i stała się prawdziwą seksbombą, zarabiała na życie jako fotomodelka. Po raz pierwszy została zauważona przez fotografa Davida Conovera w latach 40. To on namówił ją na dalszą karierę.
Nowy wizerunek Normy znanej już jako Marilyn Monroe wywoływał zachwyt w oczach panów i zazdrość w oczach kobiet. Była podziwiana za talię osy, szerokie biodra i duży biust. Miała piękne ciało…., ale skrywało wiele tajemnic. To jak bardzo jej wnętrze było targane bólem odkrywa film – Ciało Marilyn Monroe. To najbardziej dociekliwa analiza jej kondycji zarówno fizycznej, jak i psychicznej.
Marylin Monroe. Ostatnie Seanse
Aktorka na ekranie tryskała energią, ale rzeczywistość nie była tak kolorowa. Marilyn uzależniona od leków uspokajających i środków nasennych popadała w coraz większą depresję. Monroe często spóźniała się na plan filmowy, czym doprowadzała reżyserów do furii. Ale jak możemy przeczytać w książce – „Marylin. Ostatnie seanse”, aktorka nie robiła tego specjalnie. Bała się wyjść na plan filmowy sądząc, że nie jest dość idealna. Nie pokazywała się bez makijażu, bądź pięknie ułożonej fryzury. Dopiero wewnętrzne przekonanie, że jest perfekcyjna sprawiało, że wychodziła na plan. Ale nie chodziło o to, że była próżna. Była przekonana, że nie może nikogo zawieść, bo wbrew pozorom miała niską samoocenę. Dlatego korzystała z modnej w latach 60. psychoanalizy.
Był jeszcze jeden powód – mężczyźni. Tych nie brakowało w jej życiu. Marilyn prowadziła rozwiązły tryb życia. Miała trzech mężów i wielu kochanków. Szukała miłości, ale tak naprawdę nigdy jej nie zaznała. Ani od matki, ani od ojca, którego zresztą nie znała. Jak donoszą różne publikacje była wykorzystywana seksualnie przez partnerów matki. To rzutowało na charakter jej głównej życiowej roli – bycia słodką dziewczynką w kobiecej skórze.
Kontrowersja
Po dziś dzień na jaw wychodzą coraz bardziej kontrowersyjne fakty z jej życia. Dokładnie 5 sierpnia br. przypada 50. rocznica jej śmierci. Przy tej okazji, ukazała się najnowsza biografia Marilyn Monroe: My Little Secret. Według autora aktorka miała romans z 16-latką – Jane Lawrence. To dowodzi, że skandali wokół jej życia nie brakuje.
Jednak żadna, nawet najbardziej zaskakująca biografia nie może równać się z autentycznym wywiadem z MM zachowanym z lipca 1962 roku z Richardem Merymanem dla pisma „Life”. Nagranie odkrywa jej autentyczny śmiech i wyjawia skryte myśli na temat aktorstwa. Na rynku dostępna jest także książka z prawdziwymi zapiskami MM. Jej odręcznym pismem, osobistymi wierszami. Każdy wers, każda sylaba dowodzi tego jak bardzo jej myśli były chaotyczne. Zapisywała, a to na środku kartki, a to na samym dole. A niekiedy, za pomocą strzałek robiła nowe odnośniki do już zapisanych zdań. Tak, jakby nagle jej się o czymś przypomniało. To w tej publikacji, na jednej ze stron można przeczytać, co Arthur Miller – trzeci mąż MM, sądził na temat jej instynktu poetki:
Żeby przeżyć musiałaby być bardziej cyniczna lub przynajmniej bliższa rzeczywistości. Ona tymczasem była poetką, która na rogu ulicy próbuje recytować tłumowi wiersze, ten zaś zdziera z niej ubranie.
Potrafiła grać!
Wyglądała, jak wyglądała. Cudnie. Ale ona naprawdę potrafiła grać..! Po obejrzeniu filmu z jej udziałem, nie można zaprzeczyć, że nie potrafiła odwzorować danej roli – zazwyczaj lekkomyślnej, zabawnej i słodkiej blondynki. Film z jej udziałem – Mężczyźni wolą blondynki to prawdziwa perełka. Godne polecenia są wszystkie produkcje, w których zagrała główną rolę. Biografie – liczne, ale każde inne. Też warte polecenia.
Na temat losów Marilyn Monroe i pobudek jej zachowań wiadomo już bardzo wiele, ale o tych najskrytszych myślach i natchnieniach i tak nigdy nie przeczytamy. I niech tak pozostanie…