Sebastian Cybulski. Wywiad

Czy nazwisko pomogło Ci w życiu? Jesteś takim osobnikiem o podejrzanej twarzy? Przeczytaj wyjątkowy wywiad z aktorem Sebastianem Cybulskim.

Sebastian Cybulski

Nie wydaje mi się. Nie zauważyłem, żeby mi pomogło, ale też nie zauważyłem, żeby mi szczególnie przeszkadzało. Staram się nie pracować na nazwisko w sensie ogólnym, tylko na siebie, na Sebastiana Cybulskiego, żeby nie mieć później wyrzutów sumienia i móc z ręką na sercu powiedzieć, tutaj zrobiłem to i to, a wyszło tak i tak….

Ok, to jak już jesteśmy przy temacie nazwiska, to przyznaj się, czy przezywano Cię cebula?

Tak, ale w przedszkolu… i myślałem, że będę miał to już za sobą. Jednak tą samą ksywką wołano na mnie w szkole teatralnej w Łodzi. To zabawne. Wołali „Ej, Cebula, Cebula”, a ja: „Wiecie co, to jest taki poziom jak w przedszkolu, dajcie spokój, ostatnim razem nazywano mnie tak, gdy miałem 6 lat”.

Na studiach nie denerwowałeś się tym?

Nie, dlaczego?

Czasami jak jest jakaś trauma z dzieciństwa, to później złe wspomnienia powracają?

Nie w tym przypadku. Jeżeli coś mnie emocjonalnie dotknęło, to się denerwowałem. Pod koniec I roku studiów przezywano mnie grubcio, bo rzekomo mocno przytyłem i dało mi to do myślenia.

To ile ważyłeś?

Nie pamiętam. Ale to był wymysł znajomych.

Sebastian Cybulski

Ok. Dało Ci do myślenia i…

I stwierdziłem…, że są w błędzie. (śmiech)

A myślałam, że powiesz, że stwierdziłeś, że zaczniesz ćwiczyć?

Zacząłem bardziej dbać o kondycję, ale nieco później bliżej III roku studiów, gdy koleżanka z młodszego roku, oglądając ówczesny dyplom starszych kolegów, stwierdziła, że grają młodzi faceci, ale nie ma na kogo popatrzeć, bo wszyscy są zdziadziali jak 50-letni faceci, i dało mi to domyślenia. Bo kiedy lepiej wyglądać jak nie wtedy, gdy jest się młodym (śmiech)

Zwłaszcza gdy jest dla kogo. A właśnie, czy w poprzednich wywiadach, nikt Cię nie pytał o dziewczyny, czy po prostu nie udzielasz odpowiedzi na takie pytania.

Cenie swoją prywatność, nie lubię się afiszować. Ale też kategorycznie nie unikam odpowiedzi na tego typu pytania. Prawdopodobnie nikt nie dociekał.

No to jest dla kogo?

Zawsze. W życiu są kropki i kreski. Tak tajemniczo odpowiem (śmiech)

Myślisz, że już czas na małżeństwo?

Nie mam takie wyznacznika, że jak już jest 30-tka to pora zbudować dom, zasadzić drzewo i mieć dzieci. Nie myślę w ten sposób.

A rodzina myśli?

Rodzina może i tak. Zważywszy na to, że jestem ostatni z rodziny, który jeszcze nie powiedział sakramentalnego tak. Moja siostra Monika w tym roku będzie obchodzić 15-lecie małżeństwa. A mi się nie spieszy. Mogę sobie to tłumaczyć tym, że jestem artystą, mam luźne podejście do życia, kładę się spać o 5.00 nad ranem, a budzę o 12.00 popołudniu. Tak samo jest z moim z nastawieniem do małżeństwa, bez presji. (śmiech)

Łatwiej jest w związku z osobą, która wykonuje ten sam zawód?

Czy łatwiej? Trudno określić. Uważam, że wszystko zależy od charakteru. Przewrotnie powiem, tylko, że od momentu jak zacząłem studiować aktorstwo, to postanowiłem, że nigdy w życiu nie będę z aktorką. Ale może zdarzyć się wyjątek od tej reguły.

Dlaczego tak postanowiłeś?

Obserwując związki tzw. aktorskie, z góry wyciągnąłem wniosek, że taka relacja nie może przetrwać. Miałem mylne wyobrażenie, że dwie osoby, które reprezentują ten sam zawód będą ze sobą konkurować, rywalizować.

Jak wykonuje się ten sam zawód, to może jest się bardziej wyrozumiałym?

I tak i nie. Dajmy na przykład sceny erotyczne. Sam wiem, jak takie sceny są nagrywane, ale mimo to, jakbym wiedział, że moja dziewczyna będzie brała udział w scenach łóżkowych, to wkurzałbym się. Wiem, że to jest kwestia dystansu. Ale nie byłbym taki wyluzowany i twierdził, że mnie to nie rusza. Także z jednej strony rozumiem, bo jestem aktorem, ale z drugiej odzywa się ta druga połówka mnie, która jest facetem swojej kobiety.

A na co dzień bywasz zazdrosny?

Trochę tak. Dobra zazdrość jest zdrowa dla związku. Jakbym nie był, to oznaczałoby, że mi nie zależy. Z drugiej strony, w poprzednich związkach przeżyłem poważne zazdrości, które narastały. Teraz wiem, że trzeba umieć to kontrolować i z rozsądkiem podchodzić do tych emocji.

Może stałbyś się bardziej wyrozumiały jako osoba reżyserująca, wiem, że miałeś tę przyjemność i pełniłeś funkcję asystenta reżysera.

Tak, byłem asystentem Grigorija Lifanova – aktora, pedagoga i reżysera z Moskwy. Mogę powiedzieć, że Grigorij jest moim mentorem. Podoba mi się jak porozumiewa się na linii aktor-reżyser, jak wprost, bez owijania w bawełnę przekazuje aktorom swoje uwagi. Przyglądałem się jego pracy z dużym zainteresowaniem. Trzeba wiedzieć, kiedy docisnąć widza, a kiedy odpuścić i Grigorij ma do tego niebywałą umiejętność. Wydaje mi się, że podchodzi do tego intuicyjnie i przede wszystkim wierzy w to co robi. Na kilku próbach sam reżyserowałem, ale zabierałem się do tego jak pies do jeża. Na początku przekazywałem uwagi, w taki sposób, żeby nikogo nie urazić. Jednak takie dyplomatyczne komunikaty nie ułatwiają aktorom pracy, a wręcz odwrotnie, wprowadzają mętlik.

Chciałbyś reżyserować film w przyszłości?

Póki co, nie mam przekonania do tego, ale jestem otwarty na propozycje, które daje mi życie. Być może któregoś ranka, obudzę się ze świetnym pomysłem na film…, i wtedy zacznę działać. Ja naprawdę mam tysiąc pomysłów na minutę. Mam już pewien plan, który chciałbym zrealizować. Skończyłem wydział PR-u i marketingu, i ten kierunek też mnie kręci. Na przykład, ostatnio sam zajmowałem się sprawami organizacyjnymi i promującymi spektakl „Kontrabanda”. Lubię sobie usiąść wieczorem do komputera na dwie, trzy godziny i pisać. Mam satysfakcję, gdy następnego dnia moja praca przynosi efekty i okazuje się, że jest szansa na rozmowę o spektaklu w radiu, czy telewizji.

Ten nowy pomysł też jest związany z PR-em?

Nie chciałbym za dużo zdradzać informacji, ponieważ nie wiem, co z tego wyjdzie. Jestem w trakcie realizacji.

Brzmi tajemniczo.

Od zawsze miałem pewną wizję. Wychowywałem się na Bemowie, gdzie stała taka mała budka, w której mieściła się kwiaciarnia. Ja od zawsze marzyłem, że kiedyś, to właśnie w tym miejscu otworzę punkt, ale nie z kwiatami, tylko dobrą kawą i ciastkiem. Ale przez ten czas, budka stała się meliną, i plan, co do miejsca legł w gruzach, teraz pozostała tylko idea otwarcia kawiarni.

A dlaczego kawiarnia, a nie księgarnia?

Nie wiem. Może dlatego, że od zawsze widziałem w swoich wyobrażeniach o tym miejscu, że ma być to kawiarnia i tyle (śmiech)

Mała asekuracja?

Miałem taki moment w życiu, że pracowałem tylko jeden dzień zdjęciowy i grałem w dwóch spektaklach przez całe trzy miesiące. Wtedy nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. A taka kawiarnia mogłaby być moją alternatywą na nudę i wolny czas. Zawód aktora jest bardzo niepewny. Co jakiś czas słyszę, że ktoś z dalszych czy bliższych znajomych po szkole aktorskiej rezygnuje z zawodu. Ja jestem totalnym freelancerem. Jestem wszechstronny. Każdy nowy pomysł to nowa energia do działania. Nie lubię się nudzić.

Czy masz wizję tej kawiarni.

Jest pewien koncept. Pewnego razu trafiłem do takiego miejsca za granicą, gdzie totalnie urzekł mnie smak i zapach tego miejsca. Ale nic więcej nie powiem na ten temat. Teraz. Wszystko jest w toku.

Mam nadzieję, że tak.

W razie, czego dam znać, to wpadniesz na kawę i ciastko.

Trzymam Cię za słowo i życzę powodzenia w realizacji planów.

OK. Dziękuję.

Zdjęcia: Anna Kamińska

Miejsce: Zielnik Cafe – dziękujemy:)

Komentuj, nie hejtuj