Marta Żmuda Trzebiatowska. Dlaczego tak bardzo chce pomagać?

Jest to kolejny etap w moim życiu zawodowym, który jest mi potrzebny.

A ile ten etap będzie trwał?

Nie wiem (uśmiech). Jak się nasycę.

A jaki będzie kolejny ?

Nie lubię dzielić się marzeniami, bo potem nie spełniają się. Jest tak dużo ludzi, którzy źle życzą innym, albo wysyłają złą energię żeby się nie udało. Więc pogadamy, jak już je zrealizuję. Ale mam dużo pomysłów i bardzo czekam na ten kolejny etap. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży po mojej myśli. Głęboko w to wierzę!

Ale to plany związane z aktorstwem?

Nie lubię się ograniczać. Mam tyle pomysłów na życie, a życie jest tylko jedno. Żal byłoby przeżyć je tylko w jeden określony sposób.

Masz apetyt na życie.

I to ogromny. Zwłaszcza teraz. Nie wiem, może to dlatego, że przed trzydziestką budzi się w kobiecie taka jakaś nowa energia.

Jakimi kryteriami kierowałabyś się teraz dobierając serial? Innymi?

Na pewno, jestem przecież już innym człowiekiem, dojrzalszym, z większym bagażem doświadczeń. Na początku drogi zawodowej chcesz się uczyć – pracy na planie, siebie, ludzi itd. Gdy zaczynałam miałam tylko jedną zasadę. Nie chciałam grać w tasiemcach. Nie dlatego, że to coś złego, tylko dlatego, że to nie jest zamknięty materiał i nie wiesz jak budować rolę. Nic nie możesz sobie wymyślić. Nie masz nad tym żadnej kontroli. Najdłuższy serial w jakim zagrałam to „Julia”, ale było to zamkniętych 180 odcinków. Wiedziałam jak rozwinie się akcja. A teraz nadszedł taki moment w moim życiu, że chciałabym móc o czymś mówić poprzez swoje role. Pierwszy taki serial, w którym zagrałam i który poruszał istotny problem to „Chichot losu”.

Po naszej rozmowie od razu idziesz do pracy na spektakl „Ślub doskonały”. Wiem, że jedną z ról wymiennie grają Katarzyna Glinka i Katarzyna Zielińska. Z którą wolisz grać?

Każda gra troszkę inaczej. To dwie inne osobowości! Oczywiście wiadomo zawsze są też osobiste sympatie i antypatie.

Trochę dyplomatyczna odpowiedź.

Każda jest bardzo indywidualna. Trudno mi odpowiedzieć na Twoje pytanie. Mam wrażenie, że Kasia Glinka jest bardzo precyzyjna. Silna w roli Rity. Pomaga mi to w budowaniu mojej postaci, ponieważ jest miedzy nami kontrast. Kasia Zielińska z kolei trochę więcej pozwala sobie na improwizację, lubi nas zaskoczyć i „zgotować” na scenie.

A w garderobie, poza sceną?

Z Kasią Zielińska zawsze robimy sobie zdjęcia na jej Facebooka. A Kasia Glinka zawsze przynosi jakieś słodycze. To pierwsze, co mi przychodzi na myśl jak o nich myślę. Ale jeśli już

o to pytasz, to najbardziej lubię grać z Anią Cieślak, moją przyjaciółką, z którą gram w spektaklu „Ciotka Karola 3.0″.

Czy farsa jest Twoim ulubionym gatunkiem?

Nie. Niekoniecznie. Odnajduję się w tym gatunku i chyba bardzo sprawnie już nim operuję. Dość pewnie się w nim czuje. Po prostu trzeba nauczyć się kilku prostych zasad. Ale mam już ochotę sprawdzić się też w innych gatunkach.

W takim razie nie zatrzymuję dłużej. I odsyłam czytelników Prestige Bag News do repertuaru Teatru Kwadrat www.teatrkwadrat.pl i na stronę akcji Nurture The World www.nurturetheworld.com

Rozmawiała: Iwona Gielecińska

Zdjęcia: Anna Kamińska

1 Comment

Add Yours

Komentuj, nie hejtuj