Katarzyna Dziurska

Wywiad z mistrzynią świata fitness o trudnych początkach, błędach, ciężkiej pracy, ambicji, związku i fajnych relacjach.

Tak, ponieważ to jest 60-70% sukcesu. Efekty pracy na siłowni muszę zaprezentować w jak najlepszym stylu.  Pokazać mocne strony, a ukryć te słabsze. Uczę się od dziewczyn z dużo większym doświadczeniem, po za tym sama nie byłabym wstanie skorygować wszystkich pozycji, zwłaszcza gdy muszę na przykład wyeksponować mięśnie pośladków. Pozuję w szpilkach, które są bardzo niewygodne, mogą szybko spaść z nogi, a muszę płynnie przechodzić w nich do nowych pozycji. Na szczęście nie mam z tym problemu, w końcu tańczyłam w szpilkach.

Twoje wcześniejsze doświadczenia i umiejętności, przyczyniły się do tego, że byłaś dobrą kandydatką do udziału w takich zawodach.

Z pewnością zaowocowało to, że na scenie czułam się jak ryba w wodzie. Zdarzyło się, że ludzie po zawodach podchodzili do mnie i mówili, że ruszam się jak zawodowa tancerka. Nieraz widziałam na backstage’u dziewczyny w rewelacyjnej formie – piękna cera, lśniące włosy, duże piersi, białe zęby – aż do przesady, idealne niczym lalki Barbie, ale wyszły na scenę i zero. Zabrakło tej pewności siebie. To nie jest sport dla każdego.

Może kluczem do sukcesu jest także zasada, której się trzymasz – „trenuj jak bestia, wyglądaj jak piękna”

Staram się zachować naturalność i kobiecość, pomimo że trenuję jak facet.  W zawodach sylwetkowych jest także kategoria kobiet „level hard”, że tak to określę. Widać, że to nie jest już czysty sport, przesadzają z hormonami. Ich sylwetki wyglądają bardzo męsko, zmieniają im się rysy twarzy. Niestety to jest bardzo przykre. Staram się pokazać innym kobietom, że trening siłowy nie zrobi z nich mężczyzn, a pomoże osiągnąć konkretny cel. Tylko trzeba ćwiczyć mądrze.

Kontrolujesz praktycznie wszystko – dietę, wagę, treningi. Nie za dużo tej kontroli jak na jedno ciało? Może warto puścić hamulec?

Faktycznie jest trochę wyrzeczeń, ale tak długo prowadzę ten styl życia, że nie wyobrażam sobie powrotu. Za dużo pracy włożyłam w to, żeby wyglądać jak wyglądam. Bardzo łatwo jest przybrać kilka kilogramów, ale dużo trudniej zrzucić. Teraz nie wyobrażam sobie, żeby jeść tylko 2 czy 3 razy dziennie, jeść byle co na mieście. Sama gotuję. Właściwie, nie ruszę się z domu bez posiłków już wcześniej przygotowanych. Skończyłam 30 lat i zauważyłam, że mój metabolizm troszeczkę zwolnił, trudniej byłoby mi wrócić do formy po dłuższej przerwie. Poza tym nie jest tak źle z tą kontrolą, tylko wszystko z umiarem i w odpowiednim czasie.

Katarzyna Dziurska wywiadKatarzyna Dziurska wywiadKatarzyna Dziurska wywiadKatarzyna Dziurska wywiad

Czy mała Kasia też była tak zdyscyplinowana?

Tak, zawsze byłam prymusem w szkole. Miałam czerwone paski, najwyższą średnią, stypendium. Na studiach nagrodę rektora. Tak byłam wychowywana. Nie wyobrażałam sobie, żeby pójść na lekcje nieprzygotowaną. Nawet wtedy, gdy miałam dodatkowe zajęcia w klubie tanecznym, czy SKSy po szkole. Byłam bardzo ambitna. Poza tym zawsze z tyłu głowy miałam to, że moja mama  była nauczycielką, uczyła w mojej szkole polskiego, historii i WOSu. Chciałam, żeby była ze mnie zadowolona. Gdy już zdarzyło się, że dostałam jedynkę – chyba jedną w całej edukacji – wróciłam do domu z płaczem. Mama śmiała się. Twierdziła, że uczeń bez jedynki to jak żołnierz bez karabinu.

Wyróżniałaś się na lekcji WF-u?

Myślę, że tak. Często zwalniano mnie z różnych ćwiczeń. Sama chętnie zgłaszałam się i udzielałam na zajęciach. Już wtedy wiedziałam, że będę chciała rozwijać się w tym kierunku.

Chłopaki oglądali się za Tobą w szkole średniej?

Nie narzekałam na powodzenie. Najlepsze jest to, że zanim zaczęłam zajmować się sportem na poważnie i przygotowywać się do zawodów to miałam dużo większe powodzenie. A to dlatego, że byłam bardziej normalna, że tak powiem 🙂 Poszłam zjeść pizzę, na piwko, imprezę. Gdy zaczęłam trenować zmieniły się moje priorytety. Inaczej organizowałam sobie dzień, życie.

A co z miłością?

Teraz spotkała mnie największa miłość.

Myślisz, że już czas założyć rodzinę?

Komentuj, nie hejtuj