
Wychodziłam z założenia i nadal tak myślę, że jeżeli spotykają się dwie osoby już z jakimś bagażem doświadczeń życiowych to albo wiedzą, że to TO, albo nie. Nie ma co się bujać. Wzięliśmy ślub po półtora roku znajomości. Trzy miesiące po zaręczynach. 🙂
Oświadczyny też były takie oczywiste?
Nie takie oczywiste, ale na pewno „nasze”. Przyjechałam z Gdańska, gdzie realizowałam projekt, który zarówno reżyserowałam, i w nim grałam; dochodziłam do siebie – zawsze wolę się wtedy schować przed światem. Więc ja taka zmęczona, bez make up’u w polarze i ciepłych skarpetach. Ten zmoknięty, bo lało jak z cebra, a może padał śnieg… I tak w tym korytarzu usłyszałam TO pytanie… Chwilę zajęło mi zanim dotarło do mnie, że się oświadcza. Dopiero, gdy się zgodziłam, wyjął pierścionek. Sprytny 😛 Posiedzieliśmy a potem Michał pojechał do siebie, tak po prostu … i to było genialne w swojej prostocie – naturalne i takie NASZE. Każde zostało z tym co się właśnie wydarzyło ze sobą. Dopiero następnego dnia świętowaliśmy i powiedzieliśmy rodzinie. Te daty też są magiczne na swój sposób. Wszystko przypadkiem. Bo jak się okazało potem, Michał do zaręczyn przymierzał się wcześniej…
Ale już suknia ślubna była nieco kokieteryjna, z pięknym rozcięciem!:)
Dziękuję, ta suknia skrywa ciekawą historię. Bardzo długo szukałam tej właściwej, żadna nie była dla mnie. Do ślubu zostało może 6 tygodni, a ja bez sukni. Każdy kto szykuje ślub wie, że to bardzo mało. Już miałam iść w innej. Mówię – Michał, wiesz co, a może pójdę tej, w której kiedyś byłam na evencie. Podoba Ci się? – on na to, że spoko i tak już miało zostać … Wtedy dopiero by gadali. To zwykła prosta miniówka oversize z sieciówki 🙂
Ale?
W ostatniej chwili pojechałam do salonu Violi Piekut. Tłumaczę…, żadnej bombki, bezy, syreny…, panie pokazywały jedna za drugą i nic…, aż nagle dostrzegłam prostą sukienkę, która miała to coś, poza jednym… była…. czarna:) Ale mówię – tak! Chcę taką, tylko białą! Nie wierzę w zabobony. Michał od początku uczestniczył w wyborze sukienki, dlatego wysłałam do niego zdjęcie. O mały włos nie zszedłby na zawał, gdy zobaczył czarną wersję:) Muszę przyznać, że panie w salonie wykonały fenomenalną pracę. Nie grzeszę małym biustem, dlatego w piątek przed samym ślubem jeszcze ze 3 razy miałam przeszywany gorset, aby leżał na mnie idealnie. I udało się. A w tamtą sukienkę z eventu przebrałam się po północy 🙂
Jak to możliwe, że wielozadaniowa Anna Kerth zostawia coś na ostatnią chwilę?
To nie ja zostawiam na ostatnią chwilę, to życie jest takie… Ja staram się adaptować jakoś do sytuacji i iść do przodu.